Nawet teraz, w drodze nad morze, zatrzymaliśmy się na śniadanie w moim domu rodzinnym. Jak mama zrobi śniadanie, stół ugina się, jakby było prawdziwe święto. Staramy się celebrować te momenty, kiedy jesteśmy razem. Kiedy byłam młodsza, były też wspólne rejsy - bo pochodzę z Kruszwicy nad jeziorem Gopło.
napisał/a: derys7 2012-03-23 20:29 Zaczęło się u mnie na stałe jakiś rok temu. Po powrocie do mojego chłopaka. Zaczęłam być zazdrosna i mam dosłownie obsesję na punkcie kobiety która była z nim kiedy my mieliśmy roczną przerwę. Ja wtedy też kogoś miałam, po czasie dowiedziałam się że wszytsko co mówił mi było kłamstwem i nie wspominam tego dobrze. Za to ta kobieta, była lespza ode mnie we wsyztskm, nie wiem dlaczego moj chłopak do mnie wrócił. Myśli o niej dręczą mnie od kiedy tylko wstanę. Każda sytuacja, nawet kiedy chłopak mnie całuje, kiedy spędzamy razem czas wychodzimy na spacer, kiedy odbiera maila, wszystko kojarzy mi się z nią.. Nie chcę o tym myśleć, staram się odgonić te myśli jak najdalej, ale i tak myślę o niej conajmniej kilkadziesiąt razy dziennie. Zaczynam robić awantury, a przecież chłopak zapewnił mnie, że żebym się już nie denerwowała zerwał z nią nawet kontakt. A w moich myślach jak w jakimś równoległym wymiarze myślę co oni by robili gdyby dalej byli razem, jak ona by się zachowała itd. Te myśli mnie osaczają. Brak mi już sił. Jestem w ogóle horobliwie zazdrosna a chłopak pracuje głwonie z kobietami więc ma z nimi ciągly kontakt mnóstwo koleżanek.. Nie chcę taka być, kiedyś taka nie byłam.. Do tego dochodzi moja córka, 2-letnia która zdaje się woli wszytskich żeby tylko nie siedzieć ze mną. Nie dziwię się... Ostatnio ciągle bym spała. Wielką trudność sprawia mi wstanie z łóżka. Mama patrzy na mnie jak na leniwą... A ja po prostu nie mogę się ruszyć, nie jestem leniwa... Coś mnie trzyma... I te awantury, ciągle je robię, boj się że po raz drugi mój związek się rozpadnie.. Nie chcę tego. Kocham go, ale nie potrafię się powstrzymać, jestem ze wszytskich stron atakowana tymi obsesyjnymi myślami o jego byłej i innych które chciałyby być jego i jestem tym tak zmęczona że wybucham w sprawach błahych... Jestem tym tak zmęczona że ostatnio po prostu brakuje mi sił, by żyć. Wstaję z łóżka bo muszę. Ale powoli zaczynam uważać że takie życie nie ma sensu, zatruwam życie swojemu mężczyźnie, moje dziecko widzi ciągle smutną albo płaczącą godzinami matkę, jestem tylko ciężarem... Boję się, że nie dam rady już i zamknę się w lazience i podetnę sobie żyły. Tak byłoby lepiej, on znalazłby lepszą 'mamę' i byłby szczęśliwszy z kobietą któa nie robiłaby mu wiecznych awantur, z barków moich rodziców spadłby ciężar utrzymywania mnie (tak, mam 23 lata nic nie osiągnęłam, po rozstaniu z facetem zamieszkałam spowrotem z rodzicami).. Coraz częściej i te myśli mnie prześladują. Chociaż nie chcę zostawiać mojej córki to myślę, że dla niej tak byłoby lepiej... Nie wiem czemu tu napisałam. Nie mam komu tego powiedzieć, wszyscy mówią coś w stylu 'przesadzasz, daj spokoj, nie leń się, jesteś paranoiczką, poryczysz i przestaniesz' itd... Kiedy ja kiedyś byłam inna, otwarta na ludzi, podejmująca wyzwania, miałam pełno znajomych. Tych których mam teraz mogę policzyć na palcach jednej ręki.. Co mam robić... Nie chcę już płakać, już chwilami brakuje mi łez... Pomóżcie mi proszę... Tekst piosenki. 1. Trudno jest zasnąć w oczach mam łzy. wspominam Ciebie i tamte dni. Chodzę, chodzę jak cień. odkąd nie ma, nie ma Cię. Ref: Jak, jak dalej żyć. Kiedy brak, brak już sił. ooo.
Strony 1 Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź 1 2013-01-15 22:43:38 Exala Niewinne początki Nieaktywny Zarejestrowany: 2013-01-15 Posty: 3 Temat: Jak żyć.. brak sił do życia. Witam. Mam 19 lat. W poprzednie wakacje przeżyłam najgorsze piekło jakie kiedykolwiek mogłam sobie wyobrazić..Przybliżę chłopaka którego bardzo kochałam, a przyjaźniłam się z takim jednym, nazwijmy go "ten". Ten mój przyjaciel pewnego dnia został wyrzucony z domu.. nie miał gdzie się podziać, co ze sobą zrobić... Więc przyjęłam go, początkowo w zamiarach na pare dni, do siebie do pokoju. Spaliśmy osobno, wszystko było wporządku.. do pewnego dnia.(Okropnie ciężko jest mi o tym pisać, lecz dobrze, że w takiej formie to tutaj przedstawiam, bo gdybym opowiadała o tym na żywo to przez łzy ciężko mnie zrozumieć.)Zgwałcił mnie. Byłam przerażona tym, bałam się komukolwiek powiedzieć, bo mnie szantażował, tak mną manipulował, że bałam się nawet z domu wyjść. Następnego dnia zerwałam z moim ukochanym chłopakiem, bo nie potrafiłam mu patrzeć w oczy Wstydziłam się, a przecież nic złego nie zrobiłam..Wtedy się zaczęło. TEN zaczął traktować mnie jak własność.. Kazał mi zdobywać pieniądze (po podliczeniu wszystkiego, od lipca do października straciłam przez niego okolo. 3 000 zł.) na jego papierosy, zachcianki typu nowy telefon co dwa tygodnie, na piwo. TOTALNE PIERDOŁY..Codziennie mnie gwałcił, bił potwornie, wyzywał. Poniżał się na mnie o nic, lub czasem nawet o rzeczy które on źle robił i kazał mi błagać na kolanach o razy wylądowałam przez niego w szpitalu. Przy jednym pobycie powodem był atak hiperwentylacji. Skąd się wzieła? Była 3 w nocy, a ten idiota rozebrał mnie wśród jakiś pól i gonił z nożem... A po tym wszystkim oskarżał mnie że to ja chciałam mu zrobić wtedy krzywde!Nie mogłam sobie z tym poradzić.. wszyscy zaczęli się ode mnie odwracać, straciłam ukochanego, rodzina była wściekła, zapożyczyłam się u wielu osób, gdy zaczęła się szkoła to nie chodziłam...Nic nie miało sensu więc próbowałam się kilkukrotnie zabić... niestety nie się o tym dowiedziała i wysłali mnie do szpitala psychiatrycznego w którym byłam miesiąc..Mija już 2 miesiące odkąd z niego wyszłam.. I jest ze mną coraz gorzej. Codzienne myśli samobójcze, boję się, że już zawsze będę sama, że nie dam rady. Ludzie ciągle ode mnie wymagają tak wiele, a ja nie mam nawet sił wstać rano z łóżka. Dla nich te wymagania to pikuś, a mnie sama myśl o nich przeraża. Czuję, że nic nie ma sensu, to wszystko co się we mnie dzieje tak bardzo boli, że czasami nie mogę po prostu usiedzieć w miejscu. Ciągle płacze gdy nikt nie patrzy, nawet w szkole.. Dobrze, że jestem wyśmienitą aktorką, bo po mnie nic nie widać..Ja nienawidzę się żalić, dlatego nic nie mowie mojej pani pedagog, ani mamie ani nikomu. Mam wrażenie, że mi nie uwierzą, albo zbagatelizują. Myślę tak zapewne dlatego, że zawsze jak próbowałam coś powiedzieć, jak mi ciężko itp. to słyszałam "dasz sobie radę, wystarczy . . ." tak jakby to było najprostszą rzeczą na świecie. A dla mnie jest potrafię już rozmawiać z ludźmi, tracę kontakt w ogóle ze światem. Chciałabym normalnie żyć, ale ten ból we mnie jest tak wielki, że nie widze już nic poza cierpieniem.. Nie ma już żadnych szans, tylko ból, rozpacz mnie pomóżcie co mam ze sobą zrobić, bo powoli zaczynam realizować mój pran doskonałego samobójstwa...Przepraszam, że tak rozlegle... 2 Odpowiedź przez Marta1629 2013-01-17 00:55:08 Marta1629 Niewinne początki Nieaktywny Zawód: Sprzedawca Zarejestrowany: 2013-01-17 Posty: 1 Wiek: 19 lat Odp: Jak żyć.. brak sił do jest coś okropnego co mogło Ci sie przydarzyć. Ból i nienawiść do samego sie. Nie bd Ci pisać, że głowa do góry, poradzisz sobie, bo naprawdę tak sie nie da. Ale przez takie "coś", bo człowiekiem nie da sie go nazwać, nie chcesz żyć.? Powinnas dużo rozmawiać z psychologiem, bo z tego co napisalas na rodzinę widocznie nie ma co liczyć. Nie płacz skrycie, płacz przy kimś, może ktoś wrescie zauważy i zrozumie, że tego cierpienia i bolu od tak sie nie da zapomniec.. 3 Odpowiedź przez iza-bik 2013-01-17 12:16:23 iza-bik Niewinne początki Nieaktywny Zarejestrowany: 2013-01-08 Posty: 1 Odp: Jak żyć.. brak sił do że wszystko co się wydarzyło nie jest Twoją winą, człowiek w stanie stresu i upokorzenia zrobi bardzo wiele aby nic nie wyszło na światło dzienne. Jesteś tu ofiarą , której trzeba pomóc zostałaś skrzywdzona a z tego co napisałaś to obwiniasz się za wszystko oddalając się od rodziny, porzucając chłopaka,opuszczając szkołę i tracisz to może dzieje się to nieświadomie bo chcesz uniknąć pytań i krępujących spojrzeń. Jednak przykro się czyta o Twoich próbach samobójczych gdyż doprowadził do tego ktoś kto nie zasługiwał na Twoje zaufanie i na Twoją przyjaźń. Bardzo ważne jest teraz abyś nie była sama to bardziej pogłębia smutek, staraj się mimo wszystko wyjść do "ludzi" spojrzeć na wszystko z daleka i żyć dalej jesteś taka młoda wszystko przed Tobą .Pamiętaj o poradach psychologa to Ci pomoże. 4 Odpowiedź przez Kociopałajka 2013-01-17 16:53:20 Kociopałajka Dobry Duszek Forum Nieaktywny Zarejestrowany: 2012-12-16 Posty: 144 Odp: Jak żyć.. brak sił do święta, jestem zszokowana tym co Exalo - jesteś tu niestety ofiarą i wyraźnie widać, że myślisz jak ofiara. A to źle. Rozumiem, że obawiasz się upokorzenia, niezrozumienia i dziwnych spojrzeń. To naturalne u skrzywdzonych kobiet, ale nie możesz że powinnaś swoją Mamę wziąć do pokoju, zamknąć drzwi i powiedzieć jej wszystko od początku do końca. To pierwszy krok. A drugi krok to ciągla opieka wyjściu ze szpitala bierzesz jakieś leki? Nie bój się że nie uwierzą. My Ci uwierzyłyśmy. 5 Odpowiedź przez Exala 2013-01-18 14:14:58 Exala Niewinne początki Nieaktywny Zarejestrowany: 2013-01-15 Posty: 3 Odp: Jak żyć.. brak sił do chcę rozmawiać z mamą.. prędzej z siostrami, tylko po prostu mam wrażenie, że one to zbagatelizują, powiedzą mi "Przecież byłaś już w szpitalu, mieli Ci tam pomóc, to złe wszystko już minęło i teraz już powinno być normalnie". Ja wiem, że tak powiedzą, bo jak tylko próbowałam im coś powiedzieć to to właśnie słyszałam.. Może dlatego, że nie wiedzą do końca co TEN frajer mi robił..Chodzę co tydzień na psychoterapię, ale to nie jest zbyt pomocne, pomaga oczywiście troche, ale na dwa dni, a potem znowu mnie dopada wszystko.. Pewnie z biegiem czasu będzie pomagać bardziej, tylko ja już nie mam sił czekać na ja nie chcę żyć przez to, że nie mam sił na radzenie sobie z problemami i, że straciłam wszystko .. przez to "coś"..Straciłam chłopaka, zaufanie rodziny, zawaliłam trochę szkołe przez co teraz musze nadrabiać, a nie mam na to sił.., jestem stratna na ok. 2000 zł (co na dość biedną 19latke jest ogromnie dużo), a co najważniejsze.. straciłam całą moją pewność siebie, wszystkie te cechy które kiedyś czyniły mnie atrakcyjną po prostu wyfrunęły ze mnie.. Teraz tylko siedzę w domu i płaczę.. i nie potrafie wyjść do ludzi, bo jak myśle o tym ogarnia mnie taki strach, że to jest nie do opisania... Potrafie rozmawiać tylko z tymi osobami które już wcześniej, przed tym wszystkim, znałam. Jak sie pojawia jakaś nowa to nie potrafie.. ta osoba musi mnie dosłownie zmusić do rozmowy.. Do tej pory tylko jednej osobie się to udało, na weselu mojej siostry i od tej chwili nie potrafie myśleć o nikim innym tylko o tym facecie.. Bo wiem, że on gdyby był przy mnie to by mógł mi pomóc, tyle z nim rozmawiałam, że po prostu jestem tego pewna.. Ale nie mam z nim kontaktu i nie mam jak zdobyć.. więc..Od wyjścia ze szpitala miałam jedną próbę.. i mam wrażenie, że jestem nie zniszczalna, bo wypiłam tyle alkoholu i połknęłam tyle tabletek, że powinno zadziałać.. jak widać - nie zadziałało. 6 Odpowiedź przez Exala 2013-01-22 01:19:24 Exala Niewinne początki Nieaktywny Zarejestrowany: 2013-01-15 Posty: 3 Odp: Jak żyć.. brak sił do o jakąś pomoc... ;( już nie wiem co mam ze sobą zrobić ;( 7 Odpowiedź przez madness 2013-01-23 07:53:23 madness Powoli się zadomawiam Nieaktywny Zarejestrowany: 2012-02-26 Posty: 57 Odp: Jak żyć.. brak sił do co się wydarzyło było najstraszliwszą rzeczą jaka Cię spotkała - to prawda!ale.....masz to już za sobą - rozumiesz?to już było - KONIEC!teraz ponosisz tego wydarzenia skutki, dotkliwe, cierpisz, a cierpienie i ból jest nie do zniesienia!ale.....to też będziesz miała za sobą!!!przeszłaś przez piekło, więc przejdziesz przez wyleczenie się z piekła!teraz droga będzie już coraz prostsza i łatwiejsza tylko daj sobie czas!!!nie da się zagoić rany np po oparzeniu w jeden dzień, ale da się zagoić ją w miesiąc!tak jest i będzie z Tobą- to wymaga czasu!Nie myśl proszę o żadnym cholernym samobójstwie!wiesz dlaczego? bo nie wiesz co w życiu pięknego może Cię spotkać!wyobraź sobie, że za rok-dwa będziesz po szkole, będziesz miała fajną pracę, nowych znajomychmoże wielką miłość.....czy wiesz że za rok-dwa wspomnisz swoje myśli samobójcze i pomyślisz:jak dobrze że tego nie zrobiłam!!!! ile bym straciła, teraz jest wszystko ok!!!!!!Ludzie w najgorszych chorobach walczą o życie, więc Ty sobie go nie odbieraj!Powtórzę: NAJGORSZE JUŻ ZA TOBĄ, BYŁO, NIE WRÓCI !Jeśli chcesz będę z Tobą codziennie rozmawiała tu, na gg, na skype, chcesz??? Strony 1 Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź
Niestety gwiazdorowi nie starczyło już sił, by dalej mierzyć się z przeciwnościami losu. Zmarł 15 maja 2022 roku w wieku 80 lat. Informację tę potwierdził Gazecie Wyborczej jego syn Piotr. Zobacz także: Marta Mirska była wielką gwiazdą lat 40. i 50., nienawidziła Mieczysława Fogga. Odeszła w zapomnieniu i biedzie Czerpanie sił nie zawsze należy do łatwych zadań. Nawet, gdy skupiasz się na tym, żeby kolejny dzień rozpocząć z najlepszym dostępnym uśmiechem, nie przynosi to dobrego rezultatu. Regularne czerpanie sił jest jednak tym bardziej niezbędne, że na wiele poważnych życiowych problemów, które nas przytłaczają po prostu nie mamy żadnego wpływu. Ale czy aby na pewno?Niezależnie od tego w jak trudnej sytuacji się znajdujesz, czerpanie sił jest nieodzownym elementem, który mimo nawet najsilniejszego życiowego sztormu pozwoli Ci obrać pożądany kierunek i niezachwianie płynąć pod wiatr. Chcielibyśmy, by szczęśliwe chwile towarzyszyły nam jak najdłużej, a te negatywne, przemijały jak najszybciej. To, czego jednak nie rozumiemy, to fakt, że nauka potrzebuje upływu niezbędnej ilości optymistą, śmianie się z problemów, postrzeganie ich jako możliwość ulepszania samego siebie może być zupełnie łatwe do zrozumienia w teorii. Kiedy jednak przychodzi co do czego, sytuacja radykalnie potrafi się zmienić. Nie zawsze jest wtedy łatwo o pozytywne i w pełni optymistyczne wtedy, gdy życie nie szczędzi ciosów, doskonale zdajemy sobie sprawę, że otacza nas negatywność. Zaczyna wtedy doskwierać samotność i coraz bardziej czujemy, jak opuszcza nas energia potrzebna do walki. Choć czerpanie sił wydaje się wtedy zupełnie nieodzowne, czujemy jednocześnie, że jest zupełnie sił z odpowiedniego miejscaTwoja przebojowość nie wypaliła się jeszcze do końca. Doszło jednak do tego, że szukałeś w niewłaściwych miejscach, w których nie znalazłeś szczęścia. Nie jesteś jednak świadomy, że wystarczy obrócić nieco głowę i spojrzeć na wszystko z innej perspektywy. Tylko w ten sposób możesz ostatecznie sobie uświadomić, że posiadasz większą odporność, niż Ci się może jesteś otoczony przez osoby toksyczne, które zamiast Ci pomagać wyłącznie wysysają z Ciebie resztki energii i cierpliwości. Ty z kolei być może budzisz się sfrustrowany i nie mający sił na powrót do tej pracy, która wydaje Ci się nie mieć już większego sensu, która nie motywuje. Utrzymujesz ją jedynie z konieczności zarabiania najgorszym z wypadków, być może to właśnie problemy zdrowotne, które stale Cię dotykają powodują, że nie masz już siły dalej się osoby to te, które stawiają czoła każdemu problemowi z wielkim uśmiechem na przywitaniuCo wspólnego mają ze sobą wszystkie te sytuacje? Wydaje Ci się, że problem pozostaje wciąż jedynie w tle. Starasz się uniknąć toksycznych osób, zaakceptować tę pracę, która wcale nie sprawia Ci radości. Starasz się też nie pozwolić, by Twoja choroba stanęła na pierwszym planie wszystkiego. Czerpanie sił wydaje się wtedy jesteś tam, gdzie chcesz być?Przyczyną wściekłości i frustracji jest jednak to, że żyjąc jedno życie, wciąż wyobrażasz sobie to zupełnie inne. Taki sposób myślenia jeszcze pogarsza Twoją sytuację, ponieważ skupiasz się na aspektach, których nie lubisz. Stając na przeciw nich być może masz jeszcze resztkę sił, by niektórym z nich nadać inny obrót. Za pozostałe jednak lepiej się w Twojej sytuacji nie jednak od podjętego rodzaju walki pamiętaj o tym, że najważniejsze jest to, jak się czujesz, a nie czynniki zewnętrzne, z którymi postanowiłeś się zmierzyć. Pamiętaj, że Twoim podstawowym celem jest poprawić coś w tym pierwszym, a nie wszcząć rewolucję w odniesieniu do drugiego. Być może nadarzy się tylko jedna sytuacja spośród tych, których tak bardzo oczekujesz, ale zdarzyć się może wiele tych, które przyniosą Ci to rzeczywiście sytuacja bez wyjścia?Jak wspomnieliśmy, zawsze będziemy dysponować większymi możliwościami zmiany nas samych, niż zewnętrznych sytuacji i ludzi, którzy stanowią nasze otoczenie. Jednakże co się stanie jeśli nadal będziemy wykonywać tę samą pracę, ponieważ nie istnieje w tym momencie żadna alternatywa? Na dłuższą metę może to wykończyć każdego. Nadal pozostają jednak rzeczy, które możesz zrobić. Negatywne aspekty danej sytuacji wydają się o wiele większe, jeśli nie zwracamy uwagi na jej pozytywne aspekty. Być może nie jest to Twoje wymarzona i motywująca praca i uważasz ją za frustrującą. Postaraj się jednak wkładać w nią wszystkie swoje siły każdego dnia starając się coś ulepszyć. Pomyśl o doświadczeniu jakie już w niej zdobyłeś, że utrzymuje Cię w działaniu, że jesteś wśród ludzi. Udowodnij sobie, że rzeczywiście nie chcesz tu dalej pracować. Czasem po prostu nie potrafimy się zdobyć na zmianę i stoimy w miejscu narzekając na to, co mamy. Czy naprawdę nie możesz zostawić tej pracy i poszukać innego zajęcia? Czasem wprowadzanie zmian w życiu zawodowym może wręcz wywoływać panikę, ale czasem nie ma lepszego wyjścia z danej sytuacji. Jeśli robisz to dobrze, wszystko będzie dobrze. Jeśli każdego dnia będziesz dawać nieco z siebie i skoncentrujesz się na pozytywnych stronach danej sytuacji, zanim uda Ci się coś zmienić, Twój dzisiejszy wkład zaowocuje lepszym jutrem. Kiedy już nadejdzie chwila, w której życie stworzy nowe możliwości, nieocenione mogą się okazać cechy, które wypracowujesz dzisiaj pokonując różne trudności. Złe samopoczucie jest zupełnie naturalne, uczucie smutku czasem również. Oczekiwanie doskonałego samopoczucia każdego dnia jest czymś zupełnie zawsze mają w sobie coś dobregoTrudności przynoszą za sobą negatywne emocje i uczucia, które skłaniają nas do zwracania uwagi wyłącznie na nich. Kiedy to jednak czynimy, przestajemy zdawać sobie sprawę z tego, że nawet najgorsze sytuacje mają w sobie coś pozytywnego. Dzięki nim czujemy się czasem zmuszeni zatrzymać i pomyśleć, czy rzeczywiście chcemy robić to, co robimy, czy potrzebujemy co pozytywne i negatywne uzupełnia się wzajemnie po to, byśmy mogli dać z siebie to, co w nas najlepsze. Gdyby tak nie było, nie moglibyśmy stale się rozwijać, poznawać, dostrzegać naszych słabości i stawać się jeszcze silniejszymi. Nie trać więc wszystko to, co uważasz za porażkę i wykorzystaj tak, aby czerpanie sił na nowo stało się możliwe. Kiedy skupisz się na tym, co w Tobie najlepsze, cuda podzieją się może Cię zainteresować ...
Użytkownik. 23. Opublikowano 28 Września 2009 28.09.2009 20:25. Witam! Nie wiem od czego zacząć, zeby choć w skrócie opisać to co czuję i co się ze mną dzieje.Może zacznę od końca. Moje życie stało się koszmarem, kompletnie mnie przerosło. Każdy dzień, każda najprostsza czynność jaką mam zrobić stały się nie do wykonania.
Mam 15 lat, jestem nieśmiała, cicha, młomówna itp. Trudno nawiązuję kontakty. Nie mam przyjaciół. W podstawówce jak i w gimnazjum obrzucali i czasami nadal obrzucają mnie obelgami typu: jaka gruba, świnia, cicha, dziwna, itp. A ja zawsze chciałam być taka jak inni: odważna, śmiała, rozrywkowa, rozmowna, itd. Boję się rozmów i mam tremę przed wystąpieniami publicznymi. Wstydzę się. Byłam spychana na bok, a gdy teraz traktują mnie normalnie, to nie potrafię sobie tego uświadomić, wyobrazić. Gdyby pani poprosiła mnie o wypisanie swoich zalet i wad, wypisałabym same wady, bo zalet nie dostrzegam. W gronie ludzi boję się odezwać, boję się reakcji innych. Zawsze wyobrażam sobie co pomyślą o mnie inni, gdy powiem lub zrobię to czy tamto. Jestem zamknięta w sobie. Nie potrafię rozmawiać o swoich problemach z rodzicami i ogólnie... Gdy byłam młodsza tata za każde nieposłuszeństwo, np. niewyrzucenie śmieci albo niezrobienie zadania domowego, bił mnie pasem (teraz czasami też się zdarza, aczkolwiek rzadziej). Nie mam zaufania do rodziców: zawsze gdy tata chciał mnie zlać szukałam pomocy u mamy, choć z czasem i ona przestała pomagać. Teraz jedyną pomoc widzę w osobach duchownych, w Bogu, bo wiem, że on nie zleje mnie za moje upadki, błędy - da kolejną szansę, poczeka. Poszukuję kapłana lub zakonnika psychologa, ale narazie nie znalazłam :( Przed kimś takim łatwiej byłoby mi się otworzyć. Jeden ksiądz uświadomił mi, że nie jestem sobą, że na każdym kroku zmieniam maski: wśród koleżanek jestem inna, dla Boga jestem inna, po prostu nie wiem jaka jestem. Zatraciłam poczucie własnej wartości. Chciałabym potrafić podejmować poważne decyzje i nie wahać się zawsze, bo na każde zapytanie zwykle odpowiadam "nie wiem". Mam nadzieję, że to wystarczy i coś pani poradzi, bo już nie wiem co robić. Miałam nawet myśli samobójcze, ale na szczęście przeszły i mam nadzieję że nie wrócą. Jestem wrażliwa, być może czasami aż za bardzo, i każdy ból wydrapuje mi głęboką ranę w sercu :( Od niedawna zaczęłam się ciąć. Fakt boli, ale pomoga, czuję ulgę. Teraz nie mogłabym przestać, zbyt mi to pomaga. Mogłabym się ciąć całymi dniami, byle zapomnieć o wszystkim. Moje życie nie mam sensu, przyszłości, chcę być sama - wystarczy mi żyletka i cztery ściany. Widok krwi na mojej ręce i ran uspokają mnie. Zapominam o tym, co wokół mnie, tak jest mi lepiej. Widzę, że moimi przyjaciółmi teraz są ból, krew i żyletka - przynajmniej nie mają zamiaru mnie opuścić... :((
Znów odruchowo położyłam rękę na brzuchu i zacisnęłam usta. Nie myślałam tak o tym. Pragnęłam tylko rozwiązać problem w jedyny sposób, który wydawał się rozsądny i logiczny. Jak miałam dalej żyć? A on jakby czytał w moich myślach. – Zastanawiasz się, jak dalej żyć? – spytał. – Odpowiedź brzmi „po prostu
„Jak nie pić i żyć szczęśliwie” to najnowsze wydawnictwo naszej fundacji. Książka powstała by nieść wsparcie, wszystkim którzy tego potrzebują w zmaganiu się z tym jakże trudnym nałogiem. Jej autor – Rafał Chwiszczuk przestał pić w roku 1997 i już nigdy do picia nie wrócił. Wszystko co udało mu się zebrać w głowie na temat rzucenia alkoholu zebrał w tej książce. (…) Czy aby na pewno alkoholizm to choroba, bo może najłatwiej jest coś nazwać. Czy aby na pewno człowiek nadużywający alkoholu jest człowiekiem chorym? A może to słabość dana mu na życie, aby się z nią uporał lub nie? Dlaczego ktoś dużo pije – chyba nie dlatego, że jest chory, a tylko dlatego, że jest słaby? Że ma na swojej drodze coś, czego ani obejść, ani przeskoczyć nie potrafi. Czy upodobanie do picia alkoholu to nic więcej, jak tylko zwykła, ludzka, przyziemna słabość, niczym plecak z kamieniami narzucony na wygięty grzbiet, na długą drogę? Po co nazywać pokusę chorobą? Bo mi to wygląda na normalną, ludzką pokusę, objuczoną ciężarem, z którą nie sposób iść. Czyż nie najlepsza byłaby metoda, która by pokazywała, że pokusa do sięgnięcia po alkohol jest słabością, która ogranicza nasz rozwój duchowy, to znaczy nie pozwala nam być wolnymi i szczęśliwymi? (…) (…) Czy ten, kto pije, a pić nie powinien, straci przez picie albo wiele, albo wszystko? Czy zazna niemiłych, przykrych i niedobrych doświadczeń? Czy odejdzie nieszczęśliwy, niezrealizowany? W bólach i w strachu? I że patrząc wstecz na swoje smutne życie, zobaczy, że nie zrobił w nim nic dobrego, pożytecznego, trwałego ani mądrego? Nic dla siebie i nic dla innych? (…) (…) Znam takich, którzy przestają pić i mówią, że tylko robią sobie przerwę. Na kilka tygodni, miesięcy, na rok, na dwa. A później znowu zaczną pić, ale inaczej – jedynie popijając i racząc się, bo przecież zostali już wyleczeni… Nawet kiedy wytrzymają bez picia całe życie, nie przyznają się do tego, nie przejdzie im przez gardło, że muszą (musieli) porzucić picie na zawsze. Osoby uzależnione od alkoholu nie mogą zrobić sobie przerwy, podczas której naprawią siebie, a później zaczną pić ponownie, ale już jako istoty uzdrowione. Że będą piły inaczej niż poprzednio – ładnie i kulturalnie. (…) (…) To jest nałóg, a on jest jak dzikie zwierzę – można go pozornie wytresować, ale nie w pełni ujarzmić, zapanować nad nim, czy go kontrolować. Zawsze pozostanie w nim dzikość i nieobliczalność. Wystarczy chwila nieuwagi, a latami uczone i tresowane, pozornie oswojone i łagodne, ale cały czas dzikie zwierzę zechce dopaść i pożreć każdego tylko dlatego, że jest dzikim, uwięzionym zwierzęciem. Nie sposób nad nim zapanować, nie sposób go w każdej sekundzie pilnować. Dzikie zwierzę nie jest tylko wtedy głodne, kiedy jest najedzone. Czy nałóg można oswoić, wytresować? Czy nie będzie on bezpieczny tylko wtedy, kiedy się go zaspokoi? Czy cały czas trzeba będzie mieć się na baczności? Po co wciąż czuwać, po co żyć w napięciu, po co spać płytkim, przerywanym snem? Nałogu, jak i dzikiego zwierza, nie sposób okiełznać, oswoić czy wytresować. Czy nie lepiej nałóg wyrwać? Z korzeniami? Z ulgą? Bez żalu? Wyrwać z siebie i porzucić. I rozstać się z nim na zawsze. (…) (…) Zaznałem wielu koszmarów picia i wiem, jak jest źle, kiedy się popija, pije, jest w ciągu i na kacu. W tej książce spisałem wszystko to, co byłem w stanie zebrać w głowie na temat wyrzucenia z życia picia. Uważam, że alkohol jest, pomimo legalności, jednym z największych zagrożeń dla szczęścia, spokoju i pokoju ludzi. Chciałbym, żeby jak najwięcej ludzi przestało pić. Dla dobra swojego i dla dobra wszystkich. (…) (…) Alkohol stał się bardzo dobrym środkiem do poprawiania niedoskonałości sztucznie wyprodukowanego, materialnego świata. Po jego niedużej nawet dawce znikają problemy, odchodzi zmęczenie, wszystko jawi się ładniejsze, a ludzie atrakcyjniejsi. Rośnie odwaga i wiara we własne możliwości. Filtr na oczy – to, co było szare i smutne, staje się kolorowe i wesołe. Albo chociaż znośniejsze. I chyba dlatego uzależnia. Bo stan bez zmartwień i trosk, dla kogoś zmartwionego i zatroskanego, jest pożądany. Dla kogoś, kto żyje w wyścigu po zmyśloną materię, życie jego i jego świat pełne są zmęczenia, frustracji, niechęci, braku wiary i wielu innych cech niepożądanych. Alkohol zabija dobroć i wrażliwość. Zabiera piękno i hamuje rozwój duchowy. Okrada z pieniędzy. Ujmuje i odbiera zdrowie. Czyni z ludzi, niegdyś wolnych, niewolników, a ci, jak mawiał Arystoteles – „nie mają odpoczynku”. Czy chcesz być niewolnikiem? (…) (…) Kiedy się napijesz, to jak długo jesteś szczęśliwy? Albo inaczej – jak długo nie jesteś nieszczęśliwy? Czy dla kilku godzin euforii – albo już tylko normalności – warto jest tkwić bezwładnie przez kilka następnych dni, liżąc rany, nabierając sił, po to, żeby z trudem pozyskaną wreszcie energię i siłę znowu zalać alkoholem? Kilka godzin szczęścia za kilka dni nieszczęścia. Komu się to kalkuluje? (…) (…) Dzięki Ci Boże, że nie piję. Dzięki Ci Boże, że pić mi się nie chce. I dzięki Ci Boże, że pić nie muszę. Nie picie jest tylko na początku trudne, później jest coraz łatwiej i coraz lżej. A jeszcze później jest lekko i dobrze – tak bardzo lekko i tak bardzo dobrze, że aż trudno w to szczęście uwierzyć… (…) (…) Nie mówię o sobie i nie przedstawiam się, że jestem alkoholikiem. To według mnie piętno, a piętno ma na celu przypominać. Kluczem do sukcesu – tak mi się wydaje – jest zapomnienie o doznanych przykrościach. Nie ciągnie mnie do alkoholu, a wręcz odwrotnie – mój organizm broni się przed jego przyjęciem. Zdefiniowałem go sobie jako silną i bardzo niebezpieczną truciznę. Ja po prostu nie piję alkoholu i pić nie będę – bez względu na to, co w moim życiu nastąpi. Dla mnie jest to hamulec rozwoju Prawdy i szczęścia. Świadomości. (…) (…) Porzuciłem picie. Dlatego piszę o potrzebie porzucenia alkoholu. Nie zamierzam chwalić się mądrością większą od mądrości innych. Nie jestem mistrzem ani nauczycielem. Przejechałem tylko kiedyś – niczym wariat prowadzący po alkoholu samochód – długą, krętą drogę. Przejechałem ją i wysiadłem z tego samochodu cały i zdrowy. Ale na trzeźwo już nie czułem się zwycięzcą, tylko byłem przerażonym, zagubionym człowiekiem, który zrozumiał, że jadąc w taki sposób źle robił. (…) (…) Czy w trakcie wyrzucania ze swojego życia picia znaczenie ma wiek? Czy ma znaczenie wygląd? A może ważny jest status społeczny, stanowisko, dorobek? To być może tak samo ma znaczenie, jak go nie ma, bo zawsze jest bardzo dobry moment, żeby przestać pić. I nieważne, w którym jest się miejscu na ścieżce swojego życia. Nawet kiedy wydaje się, że nie ma sensu przestać pić, bo jest już za późno, że się jest za starym, schorowanym i że każda szansa została już zaprzepaszczona. Że wszystko już odeszło albo uciekło. Wyrzucenie ze swojego życia alkoholu zawsze w przyszłości przyniesie korzyści i ulgę – jak zapłatę za wykonaną dobrą pracę. Może to być spotkanie na swojej drodze przyjaciół i ludzi dobrych. Może to być szczęście i miłość. Albo bogactwo. Albo mądrość. A może wszystko na raz? By spłynąć i wypełnić umysł, ducha i ciało euforią. Przyjemnością, miłością, przyjaźnią, szacunkiem, bezpieczeństwem, wolnością… Zmiana jest po to, aby działo się jeszcze lepiej. Nawet kiedy na początku jest trudno. Po co obawiać się zmiany? To tak, jak obawiać się bycia szczęśliwym, spełnionym, kochającym i kochanym. Zmiana w sobie poprzez wyrzucenie ze swojego życia picia to zmiana na lepsze. Zawsze i dla każdego. Dla najsłabszych i najsilniejszych, i dla tych, którzy, absorbując innych swoim wyglądem i mówieniem, zagłuszają głos wewnętrzny. (…) (…) Ten, który w Polsce nie pije, przez ludzi pijących nie ma lekko. Spogląda się na niego często jak na kapusia. Nie dopuszcza do swojej świetnie zorganizowanej i prosperującej gromadki. Wykpiwa i wyszydza. Ci, co pić przestają, często muszą dalej tkwić pośród tych, u których egzystuje nabyte przez dekady, społeczne przyzwolenie na spożywanie alkoholu. Niepijących bierze się też za ludzi z problemami – „Bo nie piją. A dlaczego nie piją? Mają z tym jakiś problem?”. (…) (…) Nieprawdą jest, że życie kogoś kiedyś uzależnionego od alkoholu może być – teraz i w przyszłości – tylko wieczną walką, pamiętaniem i czuwaniem. W trudzie, nudzie, samotności. I to także w Polsce – w myśl zasady, że jeśli chcesz żyć w świecie szczęśliwym, dobrym, spokojnym, pełnym miłości i przyjaźni, to zacznij robić porządki od samego siebie. (…) (…) Nie rodzimy się zaprogramowani. To z czasem – z nabywanymi latami – programuje nas otoczenie, ludzie i to, co dociera do nas. Wiele jest czynników, które nie pozwalają nam odkryć, że ponad nami i tym wszystkim, co nas otacza, istnieje Prawda. A odkrycie Jej istnienia to ledwie początek, bo przecież później następują kolejne etapy, takie jak: poznawanie, zrozumienie, nauka, zbliżenie, oddanie się harmonii… Wiele na przestrzeni wieków powstało instrumentów do zagłuszania jej dźwięków. Zamknięci w wygodnych, oświetlanych i ogrzewanych miastach, ledwie dostrzegamy cykle przyrodnicze, które nami zawiadują. Świat przez nas stworzony, świat sztuczny, stał się wygodny i dał poczucie bezpieczeństwa – na rozterki duchowe i egzystencjalne lekarstwem są religie, na niepewność przy wyborze zakupów – reklamy, na odpoczynek i relaks – telewizja, na choroby – antybiotyki, na nudę i brak towarzystwa – narkotyki i alkohol, a na lenistwo związane z przyrządzaniem posiłku – przemysłowo wytwarzane, efektownie podane, jedzenie. Trudno jest odkryć istnienie Prawdy, będąc objuczonym materią. Jeśli chcesz dalej spać, to śpij, nikt Cię na siłę budzić nie będzie. Czas jest nieskończony, a więc mając go aż tyle, jesteś prawdziwym bogaczem. To Ty dysponujesz bogactwem swojego czasu. Tylko po co bogatemu lenistwo i strach, skoro ma aż tyle możliwości. Czyż nie prawdą jest, że im zaleganie w łóżku dłuższe, tym przebudzenie może być mniej radosne? (…) (…) Umiejętność mówienia „nie”. Umiejętność odmawiania. To, co nazywane jest asertywnością, bo być może to coś więcej. Stanowczość. Cel i upór. Praca. Nabieranie mocy. Odkrywanie mocy w sobie. Spokój. Dobroć. Wyrwanie jak chwast i wyrzucenie złości. Akceptacja. Wybaczenie. Przeproszenie. Nauka wyobrażania. Nauka wyświetlania wyobrażeń. Pytanie. Pytanie o możliwość przeproszenia. Pytania. Miłość i wiara. Odkrywanie na nowo i ponowne uczenie się. Pokora. Otworzenie się. Jeszcze szersze otwarcie. Odejście od ludzi „złych” i poszukiwanie ludzi „dobrych”. Podjęcie wyzwania. Odkrycie myślenia. Myślenie o dobrych zdarzeniach. Nie pozwolenie na dominację frustracjom, smutkom i depresjom. Zapobieganie chowaniu się. Zapominanie, czym była zazdrość, jeśli była. Gimnastykowanie ciała. Odkrywanie pasji. Oddawanie się pasji. Czytanie ksiąg i książek. Słuchanie ludzi, którzy niosą w sobie mądrość życia. Słuchanie ludzi, którzy mogą nieść w sobie mądrość życia. Zajęcie się sobą. Zajęcie się innymi. Skromność. Nadzieja i modlitwa. Zielone dary natury. Poszukiwanie drogi. Poszukiwanie przewodników. Poznawanie zasad funkcjonowania organizmu, a później leczenie się i leczenie się dzięki innym. Pomaganie. Poznawanie sztuki dzielenia się. Poznawanie sztuki przyjmowania. Dziękowanie. Podróżowanie. Pożegnanie kolegów, z którymi się piło, i odejście od nich. Odejście od kolegów, z którymi się piło, bez pożegnania. Tryumf Prawdy nad kłamstwem. Pokora raz jeszcze. Uczciwość. Niezłomność z możliwością dopasowywania się. Niepodejrzewanie. Podążanie. Poddanie się harmonii świata. Oddanie się życiu. Bycie i tworzenie. Szczęście. Radość. Obdarowywanie. Obdarowywanie siebie marzeniami. Nieranienie innych. Nie krzyczenie na innych. Rozmawianie. Znalezienie i nazwanie słabości i wyrywanie ich z siebie, i poprawianie siebie. Higiena. Cisza i muzyka. Rytm. Przyjemności. Umiar i rozsądek. Relaks. Czasem wiele, innym razem skromnie. Zdrowo i smacznie. Samemu i ze wszystkimi, z kilkoma albo w parze. Prawdziwie. Z uśmiechem. Ze zrozumieniem. Oddany. Niepoddany. Nie zacięty w sobie. Wyzbyty nieufności. Chcący być innym – chcący być lepszym. Dla siebie i dla innych. Dyskutujący, odpowiadający, kiedy zapytany. Delikatny i silny. Pozbawiony wszystkiego i wszystko mający. Silny, ale i mądry. Mądry, ale nieprzemądrzały. Pamiętający, ale niepamiętliwy. Niby tamten, a jednak inny. Pożądający wszystkiego, ale wyzbyty pożądań. (…) (…) Nie bój się zmiany. Nie bój się być szczęśliwym. Przestań pić. To jest najgorsza rzecz, jaka Ci się w życiu przytrafiła. To tylko choroba. Bądź od niej silniejszy. Stań do walki i wygraj. Kto jak nie Ty ma z nią wygrać? Ci, którzy nie piją? Ci, którzy nigdy nie pili? Oni nie są wprawieni w walce. Oni nie zostali wytypowani do walki. Nie bój się porażki – nic złego Ci się nie stanie. Skoro Ciebie to spotyka, oznacza to, że masz moc i potencjał. Nikt nie lubi oglądać meczu bokserskiego – pojedynku mistrza ze słabeuszem. To bitwa krótka i nieciekawa – z góry znany jest jej wynik. Ludzie, którzy chcą się zmierzyć z problemem, to nie są fantaści, którzy rzucają się z przysłowiową motyką na słońce. Mają siłę, a w trakcie boju potrafią z niej czerpać i czerpać, bo nagle okazuje się, że ciało i umysł ludzki, im bardziej są przebadane, tym bardziej pozostają nieznane. Stań do walki. Jeśli przegrasz, znaczy, że była to… walka pierwsza. Trenuj, obmyśl kolejną taktykę i stań do walki drugiej. Mądry sportowiec żadnego przegranego pojedynku nie potraktuje jak porażki, tylko jako treningu i nauki. Co to za przyjemność wyjść na sportowy ring, pierwszy raz – i od razu walczyć o najwyższy laur? I wygrać za tym pierwszym razem. Jest zadowolenie i satysfakcja, a dookoła wielbienie i sława, ale później przychodzi myśl – „o co teraz mam zawalczyć, skoro już wszystko wygrałem?”. (…) (…) Nie pij. Proszę Cię – nie pij. To jest najgorsza rzecz, jaka Ci się w Twoim życiu przytrafiła. To tylko choroba, a każda, nawet ta nazwana niewyleczalną, ponad wiedzą najbardziej wyuczonych, może być wyleczona. To co Ci się teraz przydarza to tylko stan przejściowy – to tylko stan choroby. Później będziesz zdrowy. I bardzo szczęśliwy. I zadowolony. I dumny z siebie. Wolny! Wystarczy być cierpliwym i odnaleźć w sobie – a w każdym przecież – w Tobie również tkwią i czekają na wydobycie niezliczone, niewiarygodne wręcz pokłady siły. Mocy! Nawet nie wiesz jak potężny i mocny Jesteś. I jak bardzo dobry. (…) (…) Co może być najgorszego, najokrutniejszego, co idzie krok w krok z alkoholizmem? Z pijackim rozpasaniem. Tak naprawdę z myśleniem wtedy tylko o sobie. Co? Może nawet gorszego od śmierci w samotności, w bólach i w męczarniach? Ja stawiam, że najgorsze, najokrutniejsze – gorsze i okrutniejsze od wszystkiego, co podawane jest na temat alkoholizmu w broszurach, książkach, mediach i na spotkaniach – może być… kłamstwo. Och! Kłamać może i kłamie pewnie też człowiek niepijący, trzeźwy, ale niewytłumaczalną wręcz dla obserwatora formę przybiera kłamstwo u osób dotkniętych tą słabością, tym uzależnieniem. Kłamstwo raz podane – zaczyna nakręcać, niczym w zegarze mechanicznym – sprężynę jego mechanizmu właśnie. W tym przypadku mechanizmu niedomówień, zatajeń, kłamstewek, kłamstw. Do napędu spirali kłamstw nie potrzeba wielkiej siły. Wystarczy zacząć oszukiwać samego siebie – „przecież ja nie jestem uzależniony, piję co najwyżej dwa, trzy piwa” – to jest mowa do siebie przed wypiciem czterech czy pięciu, a nawet i więcej. Idąc dalej – „nie piję przecież codziennie, czy – nie piję często” lub „nie widać po mnie w pracy, że trochę wypiłem, czy też – „nikt w pracy nie zauważy, że wczoraj mocno zabalowałem, powiem, że jestem chory” albo „nikt nie zobaczy, że piję, bo przecież piję sam”. Tu jest początek. Bo to też chyba prostsze – oszukiwać na początku siebie – prostsze chyba dla wrażliwych. Wpierw siebie oblekamy pajęczyną kombinacyjek, poddywanowych zamiotek, śmieci chyłkiem utykanych po szafach. Później przychodzi czas na kłamstwo – wpierw małe, później drugie, kolejne, większe, coraz większe. Wszystkie jawiące się kłamiącemu jako doskonałe. Gorzej – jako prawdziwe! Każde kolejne kłamstwo niczym śmierdzący śmieć rzucony na wysypisko śmierdzących śmieci po to tylko, żeby zakryło czym prędzej inny śmieć stary. Nie da się jednego śmiecia zakryć śmieciem kolejnym. Góra rosnących śmieci zawsze będzie wysypiskiem – rozkładającym się i śmierdzącym. Kłamstwo pcha do zagłady. Nic naturalnego, pożywnego, dobrego na kłamstwie nie wyrośnie. I nie ma też tak, że najsprytniejsze nawet kłamstwo nigdy na jaw nie wyjdzie. Wylezie zawsze, w najmniej oczekiwanym momencie, w nieoczekiwanej postaci. Nie istnieje kłamstwo idealne, dlatego że kłamstwo jest odwrotnością ideału. „Idealnie” czyli rozkładając to na czynniki: bardzo dobrze, doskonale, cudownie, bez wad, bez trosk, harmonijnie, szczęśliwie jest wtedy, kiedy dookoła nikt nie kłamie, nie zataja czy też nawet nie udaje. (…) (…) Ile już lat pijesz? Pięć, dziesięć? A może dwadzieścia? Albo pięćdziesiąt? Policzyłeś, ile już zdążyłeś przepić pieniędzy? I to nie są tylko pieniądze wydane na alkohol. To także te, które trwonisz przy okazji picia. Taksówki, bo przecież po pijaku nie chce wracać się autobusem. Z byle czego i byle jak przyrządzone, niezdrowe jedzenie, bo po piciu rośnie głód. Zniszczone rzeczy, zagubione rzeczy. Mandaty, kary. Papierosy. Na jaką kwotę przez ten czas postawiłeś innym alkohol – piwka, drinki, wódeczki po barach i knajpach, winka po parkach? Policz, ile już pieniędzy przepiłeś? Tych pieniędzy, które z takim trudem musisz zarabiać? Może już do końca życia nie musiałbyś pracować? Ile osób okłamałeś, zawiodłeś, zraniłeś? Rodzinę, partnerów, przyjaciół, szefów, zleceniodawców. Osób nieznanych. Niezapamiętanych. Nie bój się przestać pić. Na tym nie kończy się życie – od tego momentu życie się zaczyna. Szczęśliwe życie, albo chociaż szczęśliwsze, bo nasze życie jest w naszych rękach. (…) (…) Co należy zrobić, żeby przestać pić? Wystarczy przestać pić. A co zrobić, żeby do picia nie powrócić? Wystarczy dalej nie pić. Czyli żeby coś się stało, wystarczy tylko czegoś nie robić. (…) (…) Jaka metoda jest dobra, żeby przestać pić? Każda, pod warunkiem, że w tym pomoże, a nie przysporzy kłopotów na innym polu. Może to być metoda wybrana, jak i całkiem przypadkowo odkryta. Skonstruowana specjalnie dla kogoś, albo jakaś inna, zmodyfikowana, która innemu lub innym pomogła. Może to być też zbiór metod wymyślonych przez poszukujących i udoskonalanych przez nich na swoje potrzeby. To może być coś, co było długo wymyślane, albo też coś, co projektowane było krótko. Albo coś, co przyszło nagle i czego można było się uczepić i poszybować. To może być wszystko zewsząd. Z najbardziej oczywistych i z najmniej oczekiwanych. To mogą być lata koncentracji i chwila odprężenia. (…)
ładu boskiego. Brak tej intuicji otwiera drogę spekulacjom, których najjaskrawszą formą jest solipsyzm: „Niektórzy mówią, że nas oko łudzi I że nic nie ma, tylko się wydaje, […] Myślą, że kiedy człowiek się odwróci, Cały świat za nim zaraz być przestaje, Jakby porwały go ręce złodziei”.
Dziecko mówi, że ma myśli samobójcze, a rodzic mu radzi: "idź pobiegać, obejrzyj jakiś film, zjedz czekoladę, na pewno ci przejdzie". Albo: "spróbuj o tym nie myśleć" – mówi Lucyna Kicińska, konsultantka inicjatywy "Życie warte jest rozmowy". Co piszą dzieci, które nie chcą żyć? Lucyna Kicińska*: – Najczęściej, że sobie nie radzą. Piszą: samobójstwo sprawi, że poczuję ulgę, zakończy się moje cierpienie. Innym też będzie beze mnie lepiej. I to są takie jasne deklaracje, wskazujące na ogromne wycieńczenie, bezsilność, bezradność, poczucie bycia w pułapce. Są też wiadomości, w których informacja, że młodej osobie towarzyszą myśli samobójcze, jest przemycana między wierszami, wśród opowieści o innych problemach. Kiedy mówi na przykład: "W szkole nie mogę na nikogo liczyć. Koledzy i koleżanki są dla mnie wredni, odrzucają mnie, rodzice nie dostrzegają tego, co się ze mną dzieje, nie ma u nas psychologa, pedagoga, nie mam się do kogo zwrócić o pomoc".
NGEyd9u. 319 114 88 278 123 383 368 91 178

jak dalej żyć kiedy brak już sił